Wybór tematu jest oczywisty – zaprząta on obecnie chyba wszystkich. Nie zamierzam, oczywiście, wtrącać swoich trzech groszy do dyskusji, jakie teraz toczą się w mediach. Ani ze mnie znawca polityki, ani historii. Zresztą, piszę na stronie Muzeum Literatury i nawet nie wypada zajmować się tu sprawami z literaturą niepowiązanymi. Postaram się więc przedstawić szkic związków naszego piśmiennictwa z tematyką krymską, oczywiście w takim zakresie, na jaki pozwalają nasze zbiory.
Wśród nich najstarszym jest Tauryka Adama Naruszewicza (1733-96), jezuity, nadwornego poety i historyka, znanego głównie z ód i elegii. Dziełko, podające „Wiadomości starożytne i późnieysze o stanie i mieszkańcach Krymu do naszych czasów”, powstało w 1787 r., a w naszej bibliotece znajduje się jego wydanie z roku 1805.
Ze zrozumiałych względów najwięcej mamy do pokazania tego, co wiąże się z pobytem na Krymie Adama Mickiewicza. Jak wiadomo, Mickiewicz był sądzony na procesie filomatów i filaretów, ale 21 kwietnia 1824 r. został uwolniony z wileńskiego więzienia za osobistym poręczeniem Joachima Lelewela. Podpisał też stosowne oświadczenie, które dziś nazwalibyśmy „lojalką”. Ukarany zesłaniem do Rosji – wyruszył do Petersburga, a potem do Odessy, gdzie miał obiecane zajęcie. Stamtąd 29 VIII 1825 r. wypłynął na Krym w towarzystwie swego „opiekuna”, szpiega Jana Witta, i Karoliny Sobańskiej, także szpiega, a przy okazji kochanki gen. Witta i samego poety. Prócz wymienionych w wyprawie wziął też udział Henryk Rzewuski. Pokłosiem tej wycieczki jest cykl 18 Sonetów krymskich, które zostały opublikowane po raz pierwszy w tomie Sonetów, wydanych w Moskwie w 1826 r.
Sonety krymskie okazały się bardzo wdzięcznym tematem dla ilustratorów. Poniżej kilka litografii Ernesta Czerpera i Teodora Rożankowskiego z 1922 r. Kolejno: Burza, Żegluga, Mogiły haremu i Ałuszta w nocy.
Najsłynniejszy portret Mickiewicza też związany jest z Krymem. Namalował go Walenty Wańkowicz w Petersburgu w 1828 r.
Pewnym nawiązaniem do krymskiej wycieczki Mickiewicza są drzeworyty z „Tygodnika Ilustrowanego” i „Kłosów” z widokami Krymu, dziwnym zbiegiem okoliczności ukazujące miejsca przez poetę opisane. Poniżej Ajudah (właściwie Aju-Dah – góra Niedźwiedź) i Bałakława – drzeworyty Edwarda Gorazdowskiego z 1870 r.
Cmentarz tatarski w Bakczysaraju oraz Czatyr-Dah (góra Namiot) i dolina Salhiry – drzeworyty z 1870 r., pierwszy z „Kłosów”, ksylograf nieznany, drugi z „Tygodnika Ilustrowanego”, wyrytowany przez Edwarda Gorazdowskiego.
Tak się składa, że wielcy ludzie mają zwyczaj sadzić drzewa, gdziekolwiek się znajdą, a miejscowa ludność przechowuje ów czyn w swoich legendach. Mickiewicz nie stanowi wyjątku, też drzewo posadził, a jest nim orzech w Partenicie, narysowany przez H.S. w 1870 r. (drzeworyt nieznanego ksylografa z „Tygodnika Ilustrowanego” z 1871 r.). Obok willa Artek u podnóża Ajudahu, wzniesiona w miejscu tej, w której mieszkał Mickiewicz – drzeworyt Edwarda Gorazdowskiego z 1871 r.
Poniżej dwa drzeworyty Ignacego Chełmickiego z 1871 r.: Grobowiec Saili w Czufut-Kale i Pałac Chanów w Bakczysaraju.
I wreszcie Bajdarskie Wrota – drzeworyt nieznanego ksylografa („Tygodnik Ilustrowany” 1871).
W 1998 r. Krym sam zainteresował się Mickiewiczem (200. rocznica jego narodzin), a tamtejsze władze zwróciły się do Muzeum Literatury z prośbą o przygotowanie wystawy Mickiewicz na Krymie. Zadania podjęły się Maria Dorota Pieńkowska i Małgorzata Wichowska, a ekspozycja otwarta została 23 maja w Pałacu Chanów w Bakczysaraju. Wernisaż uświetnił występ tatarskich tancerzy (fot. Maria Dorota Pieńkowska).
Kustosz Pieńkowska wkrótce w Warszawie przygotowała w naszej siedzibie wystawę Impresje krymskie. Na otwarciu obecni byli goście z Krymu. Tancerze tatarscy zresztą też.
Z pałacem w Bakczysaraju wiąże się wzruszająca historia miłosna. Otóż chan Kyrym Girej, który władał Krymem w latach 1758-64, miał ukochaną żonę Dilarę Bikecz. Po jej śmierci pogrążył się w rozpaczy. Ku czci zmarłej wybudował okazałe mauzoleum (już nieistniejące) i tzw. fontannę łez, która istnieje do dzisiaj, a miała symbolizować łzy wylewane przez wdowca. Romantyczna legenda upatruje w Dilarze polską szlachciankę, Marię Potocką, która dostała się w tatarski jasyr, a w końcu została żoną chana. Puszkin poświęcił jej poemat Fontanna Bakczysaraju i wiersz Do fontanny w pałacu w Bakczysaraju, a Mickiewicz sonet Grób Potockiej. Poniżej fontanna łez (drzeworyt nieznanego ksylografa z ok. 1850 r.) i grób Marii Potockiej, drzeworyt z 1860 r. wg rysunku Franciszka Kostrzewskiego.
Innym, prócz Mickiewicza, pisarzem naszym, który Krym opisał, był Edmund Chojecki (1822-99) – poeta, publicysta, tłumacz i podróżnik, autor pięknie ilustrowanych przez C.E. Webera Wspomnień z podróży po Krymie, wydanych w 1845 r.
W tym samym roku ukazała się w Polsce, przełożona z francuskiego, Podróż w Rosji Południowej i Krymie Anatolija Demidowa (1813-70). Był to rosyjski hrabia, zajmujący się mecenatem sztuki (wspierał materialnie m.in. Eugène’a Delacroix) i geografią. Nasza książeczka jest wynikiem francuskiej misji naukowej z lat 1837-40, którą Demidow sfinansował. Ilustracje pochodzą z litografierni J.V. Flecka w Warszawie.
W 1841 r. Demidow poślubił Matyldę Letycję Bonaparte, bratanicę Napoleona I, którym był zafascynowany. Mówi się, że narzeczony bardziej niż w narzeczonej zakochany był w czynach jej stryja, a za małżeństwo z przedstawicielką rodu Bonapartych sowicie zapłacił. Na pewno wiadomo, że poniósł wysokie nakłady dla otrzymania od wielkiego księcia Toskanii tytułu księcia San Donato. Małżeństwo się rozpadło, a książka przetrwała. Z punktu widzenia dzisiejszych wydarzeń ciekawa okazuje się umieszczona w niej tabela, ukazująca liczebność poszczególnych grup etnicznych na Krymie, skrajnie odmienna od proporcji obecnych.
Warto się również przyjrzeć mapie Rosji Europejskiej, wydanej w Warszawie przez Józefa Herknera (1802-64) w 1863 r. …
…i mapie Krymu, umieszczonej w Putiewoditielu po Krymu (Przewodniku po Krymie) Sosnogorowej i Karaułowa (wyd. V, Moskwa 1889).
Ten turystyczno-krajoznawczy przegląd naszych „krymianów” chciałabym zakończyć akcentem polityczno-historycznym, mimo deklaracji, że absolutnie nie zamierzam tego robić. Jednak kilka dni temu wpadł mi w ręce miedzioryt Johanna Carla Bocka, przedstawiający zawarcie Świętego Przymierza pomiędzy Rosją (Aleksander I), Prusami (Fryderyk Wilhelm III) i Austrią (Franciszek I) 26 IX 1815 r., które miało przypieczętować nowy ład w Europie po wojnach napoleońskich.
Naszło mnie nieodparte skojarzenie z Wielką Trójką i konferencją w krymskiej Jałcie, gdzie ustalono nowy ład w Europie po II wojnie światowej. Sądzę, że dla wielu z nas od tej pory „Jałta” brzmi złowieszczo. Myślę, że dobrze oddaje tego przyczynę linoryt Wacława Zielińskiego Wielki dyktator (cykl Człowiek, 1989-90).
Jak rozumieć trzeba Jałtę, wyśpiewał zmarły 10 lat temu Jacek Kaczmarski. Posłużę się jego słowami na zakończenie krymskich impresji.
Niniejszy blog będzie poświęcony fotografiom ze zbiorów naszego muzeum i historiom, które można z ich pomocą odczytać i opowiedzieć. W głównej mierze przedmiotem tych opowiastek będą tzw. stare fotografie, toteż i portrecik autorki na banerze to też stara fotografia. Na początek krótki wykład, co to w ogóle jest.
Termin ten stosowany jest do zdjęć wykonywanych różnymi technikami od początku fotografii (pierwsze były dagerotypy z 1834 r.) do wybuchu I wojny światowej. Ale jeszcze w początku lat 20. XX w. stykamy się z fotografiami – technicznie rzecz biorąc – identycznymi z wyrobami z dekad poprzednich. Czy to nadal „stara fotografia”? Technologicznie – tak. Historycznie – już nie.
Michał Kulwieć, fot. nieznany, dagerotyp z 1856 r.
Skąd ta rozbieżność?
Centrum wynalazczości w tej dziedzinie znajdowało się na zachodzie Europy. Im dalej na wschód – tym dłużej trwało wyposażanie zakładów fotograficznych w nowinki techniczne. Bo czemu niezamożny fotograf prowincjonalny miał inwestować w zakup nowego sprzętu i chemikaliów, skoro posiadane były nadal funkcjonalne? Dama z mieściny X była przyzwyczajona, że u fotografa pozuje jak u malarza – długo i nieruchomo. Zresztą wsparta na kopfhalterze. Ani fotograf, ani tym bardziej dama, nie wiedzieli, że pan Konrad Brandel z Warszawy już wynalazł „aparat rewolwerowy”, umożliwiający krótkie pozowanie. A gdyby nawet wiedzieli – czy fotografa z prowincji stać by było na modernizację atelier?
Na wyposażeniu atelier obowiązkowo znajdował się kopfhalter (z niem. trzymacz głowy) – statyw umożliwiający długotrwałe pozowanie w bezruchu (kadr z fotografii przedstawiającej wnętrze pracowni Konrada Brandla).
Jak określić, co jest, a co nie jest starą fotografią? Jeśli mamy się odnosić do zastosowanej technologii – polegniemy natychmiast. W Muzeum Literatury nie pracują specjaliści z tej dziedziny. O ile odróżnimy dagerotyp od innych technik, bo to obraz utrwalony na metalowej płytce, o tyle jesteśmy bezradni wobec talbotypii, ambrotypii, fotografii na podłożu asfaltowym (bo i taką posiadamy), mokrych kolodionów itd. Szczegóły techniczne poznajemy dopiero po konserwacji, kiedy to kompetentny ekspert nie tylko zabezpieczy nasz eksponat, ale jeszcze określi technikę jego wykonania, jak czyni to pan Krzysztof Dudek z Muzeum Historii Fotografii w Krakowie.
Justyna Kowszewiczowa, fot. nieznany, ambrotypia na papierze powleczonym asfaltem z ok. 1890 r.
Pozostaje nam cezura historyczna. Ale rok 1914 też nie stanowi precyzyjnego wyznacznika, bo – z wyłuszczonych powyżej powodów – fotografia z roku 1910 może być bardziej nowoczesna od fotografii z 1918. Ponadto rzadko mamy do czynienia z wizerunkami wydatowanymi.
Czyli – nie ma wyjścia?!
A jednak nie. Paradoksalnie, wspiera nas ignorancja. Zmusza bowiem do odnajdywania tropów pośrednich. Jeśli znamy autora fotografii – poszukujemy informacji, kiedy działał pod jaką firmą i pod jakim adresem; kiedy otrzymał medale i nagrody, których podobizny umieszczał na winietach swoich fotografii; kiedy uzyskał tytuł nadwornego fotografa, w jakim czasie działały litografiernia czy drukarnia, dostarczające owych winiet.
Winieta zakładu fotograficznego Jana Mieczkowskiego syna z 1897 r. z podobiznami otrzymanych medali i wyeksponowanym tytułem Fotografa dworu carskiego Rosji.
Cenną wskazówkę stanowi sam papier fotograficzny. Dobrze, jeśli jest na nim logo firmy. To jednak rzadkość. Ale często widzimy na odwrociu fotografii wydrukowane lub stemplowane linie typowe dla kart pocztowych. Te z podziałem na część korespondencyjną i część adresową pojawiły się w 1905 r. Pozbawione tego podziału od razu możemy więc datować przed tym rokiem. Ostatnio do Działu Dokumentacji Fotograficznej wpłynął dar – dwie pocztówki związane z Nagrodą Nobla (1905) dla Sienkiewicza za Quo vadis?. Donatorka określiła datę obu na 1905. Na pewno wzięła pod uwagę datę „Nobla”, ale jedna z pocztówek jest już wg nowego stylu, druga w starym. Ponieważ mamy do czynienia z datą graniczną, i to w obszarze Europy, gdzie powstawały te innowacje, skłonna byłabym tę staromodną datować na „do 1905”, ale blisko tego roku, tę drugą – na stricte 1905.
Ilustracja do Quo vadis? na pocztówce sprzed 1905 r.
Widok Rzymu nawiązujący do Quo vadis? na pocztówce z 1905 r.
Jest jeszcze jedna pomocna wskazówka – rozróżnienie na fotografie tzw. wizytowe lub gabinetowe. To pozwala ustalić dolną granicę datowania wtedy, gdy brak innych możliwości. Format carte de visite (ok. 10 x 6 cm) opatentował francuski fotograf Disdéri w 1854 roku, format carte de cabinet (ok. 16,5 x 11,5 cm) pojawił się ok. roku 1866.
Wszystkie te sposoby dojścia do konkretów stosujemy jednocześnie, co niekiedy pozwala doprecyzować datowanie hipotetyczne.
Jako się rzekło, nie mamy w naszym muzeum ekspertów od fotografii – gromadzimy je jako ikonografię literacką i okołoliteracką, i tym zajmują się osoby, opracowujące te zbiory.
Kiedy już zawiodą wszystkie wymienione wyżej metody – datujemy wg wieku portretowanego, strojów przedstawionych osób, stylu opracowania fotografii i cech warsztatowych, które wskazują dekadę jej powstania. Opieramy się wtedy na wieloletnim doświadczeniu, które – oczywiście – bywa zawodne, ale kiedy pojawia się informacja obiektywna, zazwyczaj okazuje się, że nasze „ok. 1900” mieści się w granicach +– 5 lat.
Maria Dąbrowska ok. 1894 r. Pisarka urodziła się w 1889 roku, a tu „na oko“ ma 5 lat.
Do tego należy dodać szczęśliwe trafy.
A były nimi kontakty z wybitnymi ekspertami – naszymi interesantami. Pierwszym z nich był Dainius Junevicius, fizyk i historyk fotografii, były ambasador Litwy w Polsce, który – w zamian za udostępnione z naszych zbiorów wizerunki Wilna – przekazał nam zgromadzone przez siebie informacje o Abdonie Korzonie (Korzunie), oraz Małgorzata Grąbczewska z Biblioteki Polskiej w Paryżu, która podzieliła się z nami swoją wiedzą nt. Konrada Brandla i jego wspólnika, Kazimierza Olszewskiego. Kilka zagadek rozwiązały osoby odwiedzające stronę muzeum, jak pani Maria Podlasiecka, która rozpoznała budynek z popiersiem Mickiewicza na fotografii sprzed ponad 100 lat.
Dom w Zaułku Bernardyńskim w Wilnie, w którym mieszkał Adam Mickiewicz w 1822 r. – obecnie muzeum poety, fot. Jan Hermanowicz ok. 1890-1900
Wypada wytłumaczyć się z tak „amatorskich” metod pracy badawczej. Otóż, dostępna w Polsce literatura przedmiotu jest bardzo skromna. Posiłkujemy się katalogami wystaw tak szacownych placówek, jak Muzeum Narodowe w Warszawie, Biblioteka Narodowa, Muzeum Historyczne m.st. Warszawy czy Muzeum Historii Fotografii w Krakowie, których autorzy wnikliwie śledzili ogłoszenia prasowe zakładów fotograficznych i księgi adresowe firm działających w jakimś mieście.
Nieocenionym źródłem informacji okazał się Internet. Ostatnio w sieci pojawiło się wiele stron poświęconych starej fotografii, portali dyskusyjnych, na których pasjonaci dzielą się między sobą uzyskanymi w różny sposób danymi, wreszcie – zdjęć, które stanowią dla nas materiał porównawczy.
Oczywiście, źródła te trzeba traktować ostrożnie, choć z całym szacunkiem dla wysiłku autorów. Jako przykład może tu posłużyć casus kaliskiego fotografa Bibricha. W sieci bardzo często pojawia się H jako inicjał jego imienia. Istotnie, tak można odczytać ozdobne czcionki St na awersie fotografii. Na winiecie z rewersu widnieje jednak drukowany monogram SB! St z kolei, to zwyczajowy skrót imienia Stanisław. A zatem – fotograf ów zwał się nie H. Bibrich, ale St[anisław] Bibrich.
Winietka zakładu Bibricha z ok. 1906 r. Nad głową kobiety widoczna tarcza ze splecionym monogramem SB.
Śledzenie różnych drobnych informacji, które, jak puzzle, da się ułożyć w jakąś całość, to żmudne, ale i ciekawe zajęcie. Takie trochę detektywistyczne. Satysfakcja z dokonania jakiegoś może nie odkrycia, ale ustalenia faktu – ogromna.
Pierwszą próbą pokazania naszych zbiorów starej fotografii (jako obraz światłoczuły nie powinna być eksponowana na tradycyjnych wystawach muzealnych), oczywiście w wyborze, jest wirtualna wystawa Fotomania. Zgodnie z profilem naszego muzeum, skupiamy się na niej na tematach, nie technice wykonania przedstawionych eksponatów. Zwiedzający tę wystawę internauci mają możliwość wpisania swoich komentarzy. Bardzo liczymy na to, że zweryfikują posiadane przez nas informacje i skorygują nasze błędy.
Kandydat do komentarza uzupełniającego (osoba nieznana, autor nieznany, miejsce i data powstania – nieznane, prawdopodobnie lata 60. XIX wieku).